środa, 18 marca 2015

Moje zaręczyny

No i stało się wpadłam. Właściwie myślę, że to dobrze, bo od jakiegoś czasu myślałam już o dziecku, a świadomie pewnie bym się na to nie zdecydowała.
Na samą ciążę moi rodzice zareagowali całkiem dobrze. Gorzej zareagowali na to, że postanowiłam zamieszkać z Marcinem i to w naszym rodzinnym domu.

Jestem jedynaczką, do zawsze nasz dom był przystosowany do zamieszkania przez dwie rodziny. Zarówno na parterze jak i na piętrze są łazienki i kuchnie. Oczywiście moja część czyli piętro wymaga gruntownego remontu, ponieważ od śmierci dziadka wyremontowałam tam tylko jeden pokój. Na obiadki schodziłam do mamy.
 
Wracając do ciąży - to chyba ta wpadka była jakoś przeze mnie podświadomie zaplanowana, mam już 26 lat, studia skończone, od dwóch lat mam stałą pracę - to chyba dobry moment, przecież nie będę już młodsza. Nie przemyślałam jednak tego, że moi rodzice, postawią nam warunek przed wspólnym zamieszkaniem. Tym warunkiem jest ślub. Nie chodzi im właściwie o ich poglądy tylko o to co będą mówić sąsiadki.

Mama argumentuje to też, tym że ślub w jakiś sposób scementuje nasz związek. Twierdzi, że dziecko wiele zmienia w relacjach pomiędzy ludźmi, a jak się jest po ślubie to trudniej podjąć decyzję o rozstaniu. Poza tym jeżeli coś nam nie wyjdzie to będę miała prawo do alimentów nie tylko na dziecko. Pomyślałam, że w zasadzie mają rację, nikomu w dzisiejszych czasach nie można ufać.
Tyle się nasłuchałam o przygodach moich koleżanek, jak to ich idealni faceci po jakimś czasie okazywali się dosłownie potworami.

Zaprosiłam Marcina i powiedziałam mu o warunku moich rodziców. On powiedział wtedy, że nie chciał żeby to tak wyglądało. Pomyślałam - no pięknie on też okazał się potworem. Wtedy klęknął i wyciągnął z kieszeni malutkie pudełeczko, w którym oczywiście był pierścionek zaręczynowy.
Przyjęłam pierścionek i oczywiście zgodziłam się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz