środa, 25 marca 2015

Przygotowań ciąg dalszy...

Dzień naszego ślubu zbliża się wielkimi krokami, decyzja w jakim lokalu weselnym odbędzie się nasze wesele nadal nie podjęta.
Na szczęście nie robimy balu na 100 osób, zapraszamy tylko najbliższą rodzinę, świadków oraz kilku przyjaciół.

Mieszkamy w dosyć dużym mieście więc wybór domu weselnego nie będzie łatwy. Kogokolwiek pytam, poleca mi inne miejsce, a jak pytam o jakiś konkretny lokal to zawsze ktoś odpowiada coś w stylu: "tam była bardzo niemiła obsługa", "byłem tam kiedyś na obiedzie, dostałem zimną zupę, a deser był za słodki".

Mam przez to mętlik w głowie. Kompletnie nie wiem co zrobić, nie szukam jakiejś luksusowej willi, ale nie chciałabym zapamiętać ze swojego wesela jakiejś wpadki obsługi czy przesolonej zupy.
Koleżanka powiedziała mi, że najlepiej będzie, jeżeli sama pojadę do kilku lokali weselnych, zjem tam coś porozmawiam z obsługą i skorzystam z toalety - żeby ocenić jej czystość. To bardzo dobry pomysł, ale wymaga dużo czasu, którego mi niestety bardzo brakuje.
Na szczęście moja kuynka powiedziała mi, że na wszystko znajdzie się rozwiązanie w internecie.
Są pewnie jakieś strony, lub fora internetowe, które ułatwiają podjęcie decyzji. Sprawdziłam i to akurat okazało się strzałem w dziesiątkę.

Takie strony kumulują dane domów weselnych, a dzięki szczegółowym kryteriom wyszukiwania w bardzo prosty i co najważniejsze szybki sposób można znaleźć dom weselny, lub kilka domów, które przypadną nam do gustu.

Wśród kryteriów wyszukiwania znajdziemy takie informacje jak: maksymalna ilość gości, odległość od miejsca zamieszkania, typ obiektu, atrakcje jakie organizuje wybrany lokal. Wśród atrakcji najczęściej wymieniane są: przyjęcie w plenerze, ogród, park, plac zabaw, fontanna czekolady.
Inne atuty domów weselnych to: parking, organizacja poprawin, klimatyzacja, nocleg dla młodej pary, karczma, grill.

Każdy lokal weselny jest też w szczegółowy sposób opisany przez administratora strony, a goście, którzy mieli okazję bawić się w danym miejscu mogą umieścić swoją opinię.
Dzięki temu szybko wybrała trzy interesujące mnie sale weselne, odwiedziłam je z moim narzeczonym i dokonałam wyboru a wszystko w ciągu jednego dnia.

poniedziałek, 23 marca 2015

W co się zaangażowałam

Przygotowania do ślubu okazują się dla mnie wielkim wyzwaniem. Nigdy nie byłam osobą, która lubiła koronki, kwiatki i falbanki.
Na święta Bożego Narodzenia jedyną ozdobą jest choinka, a na Wielkanoc kilka jajek na Święta. Nie potrafię pojąć tego całego szału związanego z ozdobami na każdą okazję. Uważam, że te wszystkie rzeczy to tylko zbędne kurzołapy.

Jeżeli chodzi o ślub to moje odczucia są podobne. Oczywiście marzę o tym by suknia pięknie leżała, makijaż nie spłynął, a mój ukochany patrzył na mnie jak na najfajniejszy prezent.
Jednak jeżeli chodzi o zaproszenia na ślub czy takie pierdołki jak ustrojenie kościoła, albo kwiaty na stole i gustowne serwetki jakoś nie czuję potrzeby zawracania sobie tym głowy.

Jeżeli o mnie chodzi najchętniej wysłała bym maila albo zadzwoniła do zapraszanych osób, kościoła wcale nie stroiła, a serwetki dała białe. Niestety moja mama jest zbulwersowana moją postawą, ona w pełni się zaangażowała, przynosi mi różne próbki i propozycje, pokazuje w necie zdjęcia  bukietów kwiatów i zaproszeń, a mi to nadal obojętne. Uważam, że takich szczegółów nikt nie zapamięta, że kwiaty zwiędną, a zaproszenia za sporą kasę wylądują w śmietniku. Według mnie to zwyczajne wyrzucanie kasy.
 
Są dwie rzeczy jakie mnie zainteresowały oprócz sukienki oczywiście.
Pierwszą jest prośba do gości, żeby zamiast kwiatów przynosili karmę dla psiaków ze schroniska oraz/lub losowanie dużego lotka na chybił trafił. Bukiety kwiatów to strata kasy, a dzięki zebranej karmie dla zwierząt będę mogła przynajmniej uszczęśliwić kilka czworonogów.
Drugą rzeczą w którą zaangażowałam się całym sercem jest znalezienie najlepszego fotografa ślubnego na Śląsku.

Przejrzałam kilka ofert i kilka galerii w internecie i muszę przyznać, że fotografia ślubna różni się mocno od tej, z którą miałam do tej pory styczność. Nie są to już pozowane zdjęcia tylko ślubne reportaże, a zdjęcia plenerowe często są bardzo zabawne czy romantyczne.

Jestem zaskoczona ilością ofert i tym, że większość z nich przypadła mi do gustu. Muszę się poważnie zastanowić zanim podejmę ostateczną decyzję, bo chce móc pokazywać nasze zdjęcia ślubne za kilka lat z dumą, chcę, żeby były wyjątkowe i żeby pokazywały naszą miłość i indywidualne cechy co może być sporym wyzwaniem dla fotografa. 

piątek, 20 marca 2015

Prezent nie z tej ziemi!

Nasza przyjaciółka kończy niebawem 30 lat. Większą paczką zastanawiamy się od dłuższego czasu co kupić jej w prezencie.
Ogólnie Agnieszka należy do samotnych twardzielek, które niczego się nie boją. Uwielbiam ten typ osobowości. Jak przychodzi w odwiedziny jest jak pocisk, wszędzie jej pełno.

Opowiada o przygodach, sprzed kilku dni porównując je jednocześnie z przygodami, które przeżyła w jakimś innym kraju, jakiś impuls czy reklama w telewizji może zmienić nagle jej temat wypowiedzi, jest bardzo bezpośrednia, mogę jej ufać. Wiem, że jak się kiepsko ubiorę, to tylko ona powie mi szczerze, że głupio wyglądam.
Wszyscy bardzo ją lubimy, życzymy jej jak najlepiej dlatego szukamy wyjątkowego prezentu.

Przeglądając jakieś ogłoszenia natrafiłam na informacje o skokach spadochronowych, sama nie wiem dlaczego zaczęłam szukać na ten temat innych informacji, ale moja podświadomość podpowiadała mi, że to będzie idealny prezent.
Okazało się, ze do wykonania takiego skoku nie trzeba robić żadnych specjalistycznych badań lekarskich - co mnie osobiście zszokowało, ponieważ to jest chyba bardzo stresujące, no ale co ja tam wiem.

Właśnie zbliża się otwarcie sezonu skoków spadochronowych, więc wszystko by się idealnie zgrało w czasie.
Zadzwoniłam do znajomych, powiedziałam im o moim pomyśle, wiadomo jedni byli zachwyceni inni troszkę mniej. Ogólnie nie wiem co z tego wyjdzie bo skok z wysokości 4000 m kosztuje 800 zł, mam nadzieję, że uda mi się przekonać większość do tego pomysłu bo jestem pewna na 100 %, że ten pomysł spodobałby się naszej Agnieszce.
Dwa dni później udało się, namówiłam przyjaciół, zadzwoniliśmy do firmy która organizuje skoki, wykonaliśmy instrukcje i mamy idealny prezent, teraz tylko czekamy na imprezę i reakcję Agnieszki. Mam nadzieję, że jej nie przeceniam i to nie będą pieniądze wyrzucone w błoto!

środa, 18 marca 2015

Moje zaręczyny

No i stało się wpadłam. Właściwie myślę, że to dobrze, bo od jakiegoś czasu myślałam już o dziecku, a świadomie pewnie bym się na to nie zdecydowała.
Na samą ciążę moi rodzice zareagowali całkiem dobrze. Gorzej zareagowali na to, że postanowiłam zamieszkać z Marcinem i to w naszym rodzinnym domu.

Jestem jedynaczką, do zawsze nasz dom był przystosowany do zamieszkania przez dwie rodziny. Zarówno na parterze jak i na piętrze są łazienki i kuchnie. Oczywiście moja część czyli piętro wymaga gruntownego remontu, ponieważ od śmierci dziadka wyremontowałam tam tylko jeden pokój. Na obiadki schodziłam do mamy.
 
Wracając do ciąży - to chyba ta wpadka była jakoś przeze mnie podświadomie zaplanowana, mam już 26 lat, studia skończone, od dwóch lat mam stałą pracę - to chyba dobry moment, przecież nie będę już młodsza. Nie przemyślałam jednak tego, że moi rodzice, postawią nam warunek przed wspólnym zamieszkaniem. Tym warunkiem jest ślub. Nie chodzi im właściwie o ich poglądy tylko o to co będą mówić sąsiadki.

Mama argumentuje to też, tym że ślub w jakiś sposób scementuje nasz związek. Twierdzi, że dziecko wiele zmienia w relacjach pomiędzy ludźmi, a jak się jest po ślubie to trudniej podjąć decyzję o rozstaniu. Poza tym jeżeli coś nam nie wyjdzie to będę miała prawo do alimentów nie tylko na dziecko. Pomyślałam, że w zasadzie mają rację, nikomu w dzisiejszych czasach nie można ufać.
Tyle się nasłuchałam o przygodach moich koleżanek, jak to ich idealni faceci po jakimś czasie okazywali się dosłownie potworami.

Zaprosiłam Marcina i powiedziałam mu o warunku moich rodziców. On powiedział wtedy, że nie chciał żeby to tak wyglądało. Pomyślałam - no pięknie on też okazał się potworem. Wtedy klęknął i wyciągnął z kieszeni malutkie pudełeczko, w którym oczywiście był pierścionek zaręczynowy.
Przyjęłam pierścionek i oczywiście zgodziłam się!